Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Brewe był właśnie podprokuratorem, który miał wnosić oskarżenie.
Wyszedłszy na korytarz, sekretarz spotkał Brewego. Z wysoko podniesionemi ramionami, w rozpiętym mundurze, z teką pod pachą, podprokurator biegał, machając rękami i stukając obcasami, w jedną i drugą stronę korytarza.
— Michał Piotrowicz zapytuje, czyś pan gotów? — rzekł sekretarz.
— Rozumie się — ja zawsze jestem gotów. Jaka sprawa pierwsza?
— Otrucie.
— Wybornie — rzekł podprokurator. Ale nie znajdował tego wybornem — całą noc nie spał. Odprowadzano kolegę. Była pijatyka i karty do godziny drugiej, tak, że sprawy o otrucie przeczytać nie zdążył, i teraz ot, chciał ją choć przejrzeć. Sekretarz zaś umyślnie, wiedząc, że podprokurator sprawy tej nie czytał, poradził przewodniczącemu od niej zacząć. Sekretarz był człowiekiem liberalnym, a nawet radykalistą w zapatrywaniach.
Brewe zaś był konserwatystą. Sekretarz nie lubił go i zazdrościł mu posady.
— No, a jakże tam ze „skopcami?” — zapytał sekretarz.
Powiedzałem, że nie mogę — odpowiedział podprokurator. — Nie mogę z powodu braku świadków. Sam to oświadczę sądowi.
— Przecież to wszystko jedno.
— Nie mogę — rzekł podprokurator i machając ręką, podążył do swego gabinetu.
Odkładał sprawę „skopców” z powodu braku małoznaczącego świadka, dlatego tylko, że gdyby sprawę sądził komplet sędziów intelligentnych, łatwo mogłoby wydarzyć się uniewinnienie. A wedle umowy z prezydującym, sprawę należało przenieść na posiedzenie po-