Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/485

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wspomnienie. — Szyk miała taki, te choć hrabina...
Niechludow przerwał mowę oficera i wrócił do pierwotnego tematu.
— A ja sądzę, że pan możesz polepszyć położenie takich ludzi, dopóki oni znajdują się pod pańską władzą. I nie wątpię, że tak postępując, znalazłbyś pan nieskończenie wiele zadawalnia — mówił Niechludow i starał się wymawiać jak najwyraźniej, tak, jak się mówi do cudzoziemców i małych dzieci.
Oficer patrzył na Niechludowa błyszczącemi oczami, czekając z wyraźną niecierpliwością, kiedy skończy, aby wrócić do Węgierki z perskiemi oczami; widocznie stanęła mu żywo w pamięci i pochłonęła całą jego uwagę.
— Rzeczywiście, tak być może. Ja ich żałuję. Ale chciałem panu o tej Emmie opowiedzieć, co ona zrobiła.
— To mnie nie zajmuje — przerwał Niechludow. — Szczerze panu powiem. Dawniej i ja byłem inny. Dziś nienawidzę takiego stosunku do kobiet.
Oficer spojrzał z przerażeniem na Niechludowa.
— Czy nie pozwoli pan jeszcze herbaty?
— Nie — dziąkuję.
— Bernow — zawołał oficer — zaprowadź pana do Pokatowa, powiedz, niech wpuszczą do izby politycznych. Może się tam zostać do sprawdzenia.




VIII.

W towarzystwie ordynansa wyszedł Niechludow znów na dziedziniec, skąpo oświetlony czerwono palącemi się latarniami.