Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

męzkich i kobiecych głosów. Po kilku minutach zgrzytnęło żelazo, furtka się otworzyła i w ciemności, przy świetle latarni, ukazał się starszy, w narzuconym na ramiona szynelu.
— Czego potrzeba? — zapytał.
Niechludow oddał mu kartkę, w której prosił o przyjęcie go w sprawie osobistej. Starszego prosił, aby doręczył kartkę oficerowi.
Starszy nie był tak surowym, jak żołnierz na warcie, ale za to ciekawszym. Chciał się koniecznie dowiedzieć, dlaczego Niechludow potrzebuje widzieć oficera. Czuł łapówkę i nie chciał jej stracić. Niechludow odrzekł, że to osobista sprawa, że podziękuje i prosił o zaniesienie kartki. Starszy wziął ją, głową kiwnął i poszedł. Po kilku minutach furtka znów zgrzytnęła. Zaczęły wychodzić kobiety z koszykami, kobiałkami, dzbankami i workami. Rozmawiały głośno w miejscowem sybirskiem narzeczu. Przeszły próg furtki. Wszystkie ubrane były nie po wiejsku, ale po miejsku: w paltach i futerkach, spódnice miały wysoko zakasane, głowy podwiązane chustkami.
Ciekawie oglądały Niechludowa i jego przewodnika, na których padało światło latarni. Jedna, uradowana widocznie przybyciem barczystego chłopa, powitała go sybirskim komplementem:
— A ty, dyable, co tu robisz?
— Przyprowadziłem przyjezdnego — odpowiedział chłopak. — A ty coś nosiła?
— Mleczywo, jutro kazali wrócić.
— A nocować nie kazali?
— A, żeby cię jasny piorun trzasnął — zawołała, śmiejąc się kobieta. — Chodź z nami na wieś, przeprowadź nas, nie pożałujesz.
Przewodnik powiedział jej znów coś takiego, co pobudziło do śmiechu nietylko kobiety,