Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Utyłaś i odmłodniałaś — rzekł brat.
Jej twarz rozjaśniła się z zadowolenia.
— A ty zmizerniałeś.
— Jakże tam twój mąż się miewa?
— Wypoczywa teraz, całą noc nie spał.
Wiele byłoby o tem do pomówienia, ale usta milczały.
— Byłam u ciebie.
— Wiem o tem. Wyjechałem z domu. Pusto mi i smutno. Nic mi nie potrzeba, więc zabierz, moja droga, wszystkie rzeczy.
— Powiedziała mi to Agrafina. Byłam w mieszkaniu matki. Bardzo ci jestem wdzięczna. Ale...
Lokaj hotelowy przyniósł zastawę do herbaty.
Zamilkli, czekając, rychło służący nakryje.
Natalia podeszła do stołu i milcząc, zasypała herbatę.
Niechludow również milczał.
— Dymitrze, ja wiem wszystko — rzekła Natalka, patrząc na niego.
— Bardzo jestem kontent, że wiesz o tem.
— Czy ty masz to przekonanie, że poprawisz ją po takiem życiu?
Siedział naprzeciw niej i słuchał z uwagą, aby należycie odpowiedzieć.
— Ja nie chcę jej poprawiać, ale siebie poprawić pragnę.
Natalka westchnęła.
— Są na to inne sposoby, oprócz małżeństwa.
— Ja myślę, że to droga najlepsza. Zresztą wejdę w ten świat, w jakim mogę być prawdziwie pożytecznym.
— Ja nie sądzę — rzekła Natalka — abyś mógł być szczęśliwym.