Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pozwól, ale ja lepiej wiem od ciebie. Widzi pan — rzekła, zwracając się do Niechludowa — pewna osoba prosiła mnie, aby na czas jakiś przechować jej papiery. Ja nie miałam mieszkania i odniosłam do Ludki. Trzeba trafu, że tejże nocy zrobiono u niej rewizyę, wzięli ją i papiery. No i trzymali do tej pory, chcieli, aby powiedziała, kto jej te papiery doręczył.
— A ja nie powiedziałam — odrzekła dziewczyna, nerwowo pociągając pasmo włosów, które nic jej nie zawadzało.
— Nie mówię przecież, żeś powiedziała — przemówiła ciotka.
— Jeżeli aresztowali Mitina, to nie przezemnie — rzekła Lidya, czerwieniąc się i niespokojnie oglądając się dokoła.
— Nie mów o tem, Ludko — odezwała się matka.
— Dlaczegóż? Ja właśnie chce powiedzieć — rzekła Lidya, już nie śmiejąc się, lecz rumieniąc i nie poprawiając, ale okręcając na palcu pasmo włosów i ciągle oglądając się dokoła.
— Co było wczoraj, jak zaczęłaś opowiadać o tem?
— Nic... Niech mama pozwoli. Ja nie powiedziałam, przeciwnie, milczałam tylko. Kiedy mnie badał dwa razy i pytał o ciocię i o Mitina, nie powiedziałam nic, i oświadczyłam mu, że nic nie odpowiem. Wtenczas ten Petrow zaczął mnie przekonywać: „Wszystko, co mi pani powie, nikomu zaszkodzić nie może, a przeciwnie. Jak pani powie prawdę, to pani oswobodzi niewinnych.” A ja mimo to odpowiedziałam, że nic nie powiem. Wtedy on mówi: „Dobrze, niech pani nic nie mówi, a tylko niech pani nie przeczy temu, co ja powiem.” I zaczął wymieniać i wymienił Mitina.