Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozmowę. Niechludow przypatrywał się obecnym.
Publiczności było około 15 tu osób, a w tej liczbie dwie panie. Jedna młoda w pince-nez, druga siwa. Obecna sprawa była o oszczerstwo w druku i zgromadziła więcej ciekawych, zwłaszcza ze świata dziennikarskiego.
Komisarz sądowy, rumiany, przystojny mężczyzna, we wspaniałym mundurze, z kartką w ręce, podszedł do Fanarina, a zapytawszy, w jakiej staje sprawie i dowiedziawszy się, że w Masłowej, coś zapisał i odszedł.
W tej chwili z szafy, wyszedł siwy staruszek, ale już nie w kurtce, lecz w błyszczącym od złota mundurze, który go czynił podobnym do ptaka. Ten mundur najwidoczniej żenował i samego staruszka, bo poszedł szybszym krokiem niż zwykle i znikł we drzwiach przeciwległych.
— To senator Be... najzacniejszy człowiek — rzekł Fanarin do Niechludowa i poznajomiwszy go z kolegą adwokatem, rozpowiadał o bardzo, wedle jego zdania, interesującej sprawie, która ma być obecnie sądzoną.
Jakoż zaczęła się ona wkrótce i wszyscy weszli do sali posiedzeń i znaleźli się za kratką, w miejscu przeznaczonem dla publiczności. Tylko petersburski adwokat podszedł naprzód i stanął na katedrze przed kratkami.
Sala sentu była mniejszą niż sala sądu okręgowego, i skromniej urządzona, tylko stół nie pokryty był zielonem suknem lecz malinowego koloru aksamitem, ze złotem oszyciem. Były również zwykłe oznaki miejsc sądowych, obraz i ziercało. Komisarz równie uroczyście wygłosił sakramentalne słowa: „sąd idzie”. Jak zwykle, powstali wszyscy, senatorowie weszli w mundurach, siedli na fotele z Wysokiem oparciem, poopierali się łokciami na stole, usiłując zacho-