Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Trzeba także uważać na gatunek ziemi — rzekł Niechludow. — Przecie jednym nie można dać czarnoziemu, a drugim piasku.
— Podzielić na równe działki — rzekł zdun.
— Ale to nie chodzi o jedną wioskę — rzekł Niechludow. — A gdyby tak podzielić różne gubernie. Dlaczego jedni będą mieli ziemię gorszą, a drudzy lepszą.
— To jest prawda — rzekł sołdat.
Reszta milczała...
— Nie jedna już głowa myślała nad tem. Jeden amerykański człowiek, George, tak to sobie umyślił. I ja się z nim zgadzam — ciągnął rzecz swą Niechludow.
— Przecież ty jesteś gospodarz, to twoje. Zrób jak chcesz — rzekł gniewliwy stary.
Ta uwaga stropiła Niechludowa, ale zauważył, że i obecni chłopi również byli niezadowoleni.
— Poczekajcie, Semenie, niechże on powie — rzekł mądry chłop grubym basem.
To dodało Niechludowowi otuchy i zaczął tłómaczyć system ogólnej pracy wedle Henry George’a.
— Ziemia niczyja, tylko Boska — zaczął.
— To tak i jest, święta prawda — ozwało się kilka głosów.
— Wszystko, ziemia jest wspólną własnością ludzką, wszyscy mają do niej jedno prawo. Ale ziemia jest lepszego i gorszego gatunku. A każdy chce brać dobrą. Jakże zrobić, aby było sprawiedliwie? Więc ten, co będzie miał dobrą ziemię, niech płaci tym, co ziemi nie mają tyle pieniędzy, co ta ziemia warta — rzekł, jakby sam sobie odpowiadając Niechludow. — Ponieważ nie wiadomo, kto komu ma płacić, a pieniądze na potrzeby ogólne mieć trzeba, należy zrobić tak, ażeby ten, co posiada ziemię, płacił