Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żywa ze swemi drżącemi ustami, które tak drżały jak drżał chór rechotających żabek, kiedy mówiła: „niech pan o tem zapomni“. Potem Niemiec-rządca zaczął schodzić do żab. Trzeba było go zatrzymać, ale on nie tylko schodził, ale zmienił się nagle w Masłową i zaczął drwić z niego: „Ja katorżna, a pan kniaź“. Nie, nie poddam się, myślał Niechludow, i ocknął się i spytał siebie: Cóż, dobrze, czy źle robię? Nie wiem... jutro zobaczę?“ I on sam zaczął schodzić tam, kędy zeszedł Niemiec-rządca i Masłowa i na tem skończyło się półsenne widzenie.




II.

Nazajutrz Niechludow obudził się około dziewiątej rano. Młody chłopak, który mu usługiwał, posłyszawszy szelest w pokoju pana, wniósł ostrożnie jego buciki, tak błyszczące i wypucowane, jak nigdy, oraz zimną, czystą, źródlaną wodę do mycia. Wychodząc oznajmił, że chłopi już poczynają się schodzić. Niechludow wyskoczył z łóżka i otrząsnął się. Wczorajszych myśli i żalów, po utraconej ziemi i gospodarstwie, ani śladu. Nawet wspomnienie o nich było mu nieswoje i dziwne. Począł się ubierać pośpiesznie, radując się dziełem, jakie miał rozpocząć i jakby mimowoli chełpiąc się niem.
Z okna jego pokoju widać było zarosły przez cykoryę i chwasty plac tennisowy, gdzie według rozkazu rządcy, zbierali się włościanie. Nienapróżno wczoraj z wieczora rechotały żaby. Dzień był pochmurny. Z rana szedł cichy ciepły deszczyk, pozostawiając krople drobne na liściach, krzach i trawie. Przez otwarte okna wpływała fala świeżego powietrza, przynosząc