Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więzienia. Ślusarczyk umarł, nie doczekawszy się sprawy. Chłopaka zaś sądzono, jako niebezpieczne dla społeczeństwa stworzenie.
— Tak samo niebezpieczny, jak i wczorajsza winowajczyni — rzekł Niechludow, słuchając toku sprawy. — Oni są niebezpieczni. A my nie niebezpieczni? Ja jestem rozpustnikiem, oszukańcem, a przecież wszyscy, co mnie znali, nietylko nie gardzili mną, ale przeciwnie, otaczali szacunkiem. Gdyby się kto był zaopiekował tym chłopczyną, kiedy go z biedy posyłano ze wsi do fabryki w mieście, gdyby jaka dobra dusza wiedząc, jak po 12 godzinach roboty, taki malec idzie do garkuchni lub szynku ze starszymi towarzyszami, gdyby taka dobra dusza rzekła mu: nie chodź, Wańka, to źle, chłopiec nie poszedłby, nie zaplątałby się, nie zrobił źle. Ale nie znalazł się człowiek taki wtenczas, kiedy ten chłopczyną żył w mieście, jak zwierzak, kiedy odbywał terminatorstwo, i ostrzyżony przy samej skórze, żeby go wszy nie jadły, latał za posyłkami majstrów i słyszał od tych majstrów, że jeśli kto oszuka, wypije, wybeszta, wytłucze, hula z dziewczętami — ten chwat! Kiedy zaś bez miejsca, wyniszczony szkodliwem zdrowiu zajęciem, pijatyką, hulaszczem życiem, ogłupiały i rozbestwiony włóczył się niby senny i odurzony po mieście, i ot, z głupoty dobrał się do jakiegoś składu i zabrał na nic nikomu nieprzydatny chodnik, my, co nie troszczyliśmy się o usunięcie szkodliwych warunków, które doprowadziły chłopca do takiego, jak obecnie, stanu, chcemy poprawić tę całą niesprawiedliwość, karząc srogo tego chłopczynę?
To straszne.
Tak myślał Niechludow, nie zwracając już uwagi na to, co się obok działo. Przerażał się tem, co widział. Dziwił się, że nie widział te-