Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozdźwięk wewnętrzny, płynący z przeciwieństwa pomiędzy rzeczywistością a ideałem, nie jest bynajmniej objawem patologicznym, gdyż z owych właśnie przeciwieństw człowiek czerpie najlepsze siły do czynu, a na ciągiem pokonywaniu tych przeciwieństw zasadza się postęp ludzkości. Ale owa „dusza buddysty”, nie pozwalająca Tołstojowi skorzystać ze sceptycyzmu, jako z potężnej dźwigni naukowej, rzuciła go w otchłań pesymizmu beznadziejnego, który mało się różnił od Nirwany. Pesymizm ten jest częścią plemienny, gdyż w mniejszym lub większym stopniu dziedziczyli go wszyscy prawie pisarze rosyjscy, w części zaś Tołstoj zawdzięcza go naturze swego umysłu, pogrążonego jedynie w analizach najskrajniejszych, a wreszcie pesymizm Tołstojowski ma niewątpliwie swe źródło i w dziełach Schopenhauera, jak tego, między innemi, dowiedli i Charles Recolin w, L’anarchie littéraire” (str. 279 i nast.) i R. Saitschick, („Die Weltanschaung Dostojewski’s und Tolstoi’s“ str. 63 i nast.), który słusznie nazywa Tołstoja „wiernym uczniem filozofa Frankfurckiego.” Wszelako Tołstoj, nie zatrzymując się na wynikach pesymizmu swojego mistrza, brnął coraz głębiej w analizie tajemnic bytu i stanął szybko nad przepaścią obłędu lub samobójstwa. W słynnej „Spowiedzi” swojej Tołstoj opowiada o podróżnym, który w drodze napotkał zwierzę krwiożercze. Ratując się, wskoczył do studni suchej, lecz spostrzegłszy na dnie jej smoka z paszczą rozwartą, schwycił za gałęzie rosnącego w szczelinie krzewu. Wszelako krzew ten wcześniej czy później urwać się musi, gdyż łodygę jego podgryzają dwie myszy: czarna i biała. Podróżny widzi to i pojmuje, że lada chwila musi zginąć, a widząc i pojmując to wszystko, liże językiem zapiekłym krople miodu na listkach krzewu. Zwierzę krwiożercze pustyni i smok — to śmierć; myszy — to czas, krzew — to życie; kropelki miodu — to radości życia. „Te dwie krople miodu — pisze Tołstoj — które dłużej niż inne zamykały mi oczy na straszną prawdę t.j. miłość dla rodziny i upodobanie w pisaniu — już dla mnie przestały być słodkie. Rodzina? mówiłem sobie — żona i dzieci — to także ludzie; i oni muszą albo żyć w kłamstwie, albo patrzeć oko w oko strasznej prawdzie. Poco mi życie? Dlaczego ja mam ich kochać i chronić? Kochając ich, nie mogę przed niemi ukryć prawdy, a prawda — śmierć! Sztuka... poe-