Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cionemi w warkocze, z niebieskiemi oczyma dziecka, bardzo przyjemnej powierzchowności.
Osadzono ją w więzieniu za usiłowanie otrucia męża. Chciała go otruć zaraz po wyjściu za mąż, a miała wtenczas lat szesnaście.
W czasie, kiedy pozostając na wolnej stopie za poręczeniem, oczekiwała wezwania do sądu, pogodziła się z mężem i żyli, kochając się, jak para gołąbków. Pomimo, że mąż i ojciec męża i kochająca ją bardzo świekra, wszelkich sił użyli, aby ją uniewinnić, skazaną została na Sybir i ciężkie roboty.
Teodozya była sąsiadką Masłowej, polubiła ją i starała się wszelkiemi sposobami być jej usłużną i pomocną.
Dwie kobiety, jeszcze nie stare i przystojne, z których jedna karmiła dziecko przy piersi, skazane zostały za opór władzy podczas wywożenia rekrutów. Przewinienie zależało na tem, że ciotka jednego z rekrutów chwyciła za uzdę konia zaprzężonego do wozu, na którym siedzieli popisowi. Na tapczanie siedziała jeszcze przy piecu siwa, nizka, pomarszczona stara baba.
Udawała, że chce złapać małego, czteroletniego chłopaka. Dzieciak rad z zabawy, kręcił się i biegał.
W koszulinie, boso, dreptał to tu, to owdzie i zanosił się od śmiechu. „I nie złapała!“ — wołał dzieciak — „nie złapała!“
Ta starowina, obwiniona łącznie z synem o podpalenie, znosiła karę w cichości, trapiąc się tylko synem, w temże więzieniu siedzącym, a bardziej jeszcze swoim „starym“, który sam sobie w chacie rady nie da i całkiem wszy go zjedzą, bo i synowa z domu poszła, i starego niema kto obsłużyć!
Cztery inne kobiety patrzyły w okno, trzymając się za żelazną kratę i w głos i na migi