Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sprzedać, pierścionek oddać komu należy, naczynia zniszczyć.
Kartinkin stał wyprostowany, trzymając ręce z rozstawionemi palcami po żołniersku i mieląc szczękami. Boczkowa wydawała się zupełnie spokojną. Masłowa, usłyszawszy wyrok, oblała się ciemnym rumieńcem.
— Jam niewinna — niewinnam! — krzyknęła rozpaczliwie. — To niesprawiedliwie! Jam nic niewinna. Nie chciałam, nie pomyślałam nawet. Mówię prawdę. Szczerą prawdę. — I upadłszy na ławkę zapłakała głośno.
Kiedy Kartinkin i Boczkowa już wyszli — Kasia stała wciąż i płakała tak, że żandarm musiał pociągnąć ją za rękaw chałatu.
— Nie — tego tak zostawić nie można — rzekł sam do siebie Niechludow, zapomniawszy zupełnie o złej poprzedniej myśli. I sam nie wiedząc dlaczego, wyszedł szybko na korytarz, aby raz jeszcze na nią popatrzeć.
AV drzwiach cisnął się ożywiony tłum publiczności przysięgłych sędziów i adwokatów, zadowolonych z ukończenia sprawy — przeto musiał zatrzymać się nieco.
Skoro wydostał się na korytarz, Masłowa była już daleko. Szybkim krokiem, nie myśląc o tem, że zwraca uwagę na siebie — dogonił ją, minął i zatrzymał się. Przestała już płakać, tylko wzdychała gwałtownie, ocierając czerwono pocentkowaną twarz rogiem chustki. Przeszła obok niego, nie oglądając się.
Przepuściwszy ją mimo siebie, powrócił spiesznie, aby zobaczyć się z prezesem sądu. Ale prezes już wyszedł, więc dopędził go w przedsionku.
— Panie prezesie — rzekł podchodząc właśnie w tej chwili, gdy prezydujący, nałożywszy jasne palto, brał z rąk szwajcara laskę ze srebrną gał-