Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pułkownik, subiekt i artelszczyk byli przeciwnego zdania. Pozostali wahali się i zdanie przewodniczącego zaczęło przemagać, najwięcj dlatego, że byli zmęczeni i pragnęli, aby prędzej rzecz zakończyć.
Niechludow był przekonany i z toku śledztwa, i z tego, co wiedział o Masłowej, że jest ona zupełnie niewinną. Nie wątpił, że wszyscy przysięgli będą tegoż samego zdania.
Skoro jednak wskutek niezręcznej obrony kupca, któremu Masłowa widocznie podobała się, wskutek uporu przewodniczącego i zmęczenia wszystkich, sprawa zaczęła się chwiać i przybierać obrót niepomyślny, zamyślał bronić oskarżoną. Ale bał się, żeby nie wykrył się stosunek jego do niej. Więc czerwieniał i blednął, i chciał przemówić, ale wyręczył go Piotr Harasimowicz.
— Sądzisz pan — rzekł do przewodniczącego — że dlatego ukradła, bo miała klucz? A czy nie mogli numerowi otworzyć później dobranym kluczem?
— Ma się rozumieć — racya — potakiwał kupiec.
— Po cóż miała kraść pieniądze, nie mając ich gdzie schować?
— Właśnie obciąłem to powiedzieć — dodał kupiec.
— Daleko słuszniej utrzymywać, że ów przyjazd poddał myśl numerowym. Skorzystali ze sposobności, a potem wszystko zwalili na nią.
Harasimowicz mówił w rozdrażnieniu, a ton ten podrażnił przewodniczącego i zaczął tem więcej upierać się przy swojem. Ale Piotr Harasimowicz dowodził tak przekonywająco, że większość zgodziła się z nim na to, że Masłowa nie ukradła ani pieniędzy, ani pierścionka, i że pierścionek był jej darowany. Skoro zaś zacze-