Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w duszy Niechludowa walkę dwa uczucia. Najpierw świeże, palące wrażenie miłości, która, choć nie dała tego, czego się spodziewał, zawsze niosła zadowolenie osiągniętego celu. Następnie przeświadczenie o tem, że to, co zrobił, źle zrobił, że należało to naprawić, jeśli nie dla niej, to dla samego siebie.
W tym obłędzie egoizmu, w jakim się Niechludow znajdował, myślał tylko o sobie, myślał o tem, czy go osądzą i jak go osądzą ludzie, dowiedziawszy się o tym postępku ale nie o tem, czego ona doświadcza, co odczuwa, co się z nią stanie. Sądził, że Schönbock domyśla się jego stosunku z Kasią i ta myśl głaskała jego próżność.
— Takeś raptem pokochał ciocie — odezwał się Schönbock, ujrzawszy Kasię. — Siedzisz już tydzień cały. No, no! Ja na twojem miejscu takżebym siedział. Cudo!
I o tem także myślał, że chociaż szkoda odjeżdżać teraz, nie nacieszywszy się do woli miłością Kasi, ale, że to i lepiej, bo zrywa się odrazu stosunek, który później trudnoby było podtrzymać. Myślał jeszcze i o tem, że trzeba jej coś dać grosza, nie dlatego, żeby dać, nie dlatego, że te pieniądze mogą jej być potrzebne, ale, ot dlatego, że już tak przyjęte, że wszyscy dają.
Dał jej więc tyle pieniędzy, ile uznał za stosowne ze względu na jej i swoje stanowisko.
W chwili odjazdu doczekał się jej w sieniach. Żachnęła się, ujrzawszy go i chciała przejść mimo, zwracając oczy na otwarte drzwi garderoby. Ale zatrzymał ją.
— Chciałem pożegnać się z tobą — rzekł, mnąc w ręku kopertę ze storublowym banknotem. Więc. oto...