z całą, surowością ścigało przestępców politycznych oraz ich spólników.
Zkolei przemawiał minister sprawiedliwości; ale me bawił się on w kwieciste zwroty lecz poprzestał na rozbiorze dziesięciu artykułów nowego prawa. Było to prawo niegodziwe.
Wszyscy, którzy siedm lat temu walczyli przeciw Napoleonowi, mieli być oddani pod dozór, na łaskę i niełaskę prefektów, słowem wyjęci z pod prawa. Proste rozporządzenie ministra wystarczało, ażeby ich wygnać z kraju, lub zesłać do Nowéj Kaledonii. I znowu dla tysięcy ludzi rozpoczęłoby się życie tułacze, znowu miały się zaludnić cmentarze Lombessy.
Lodowatém milczeniem przyjęto mowę ministra, wkrótce jednak szmer oburzenia przebiegł salę. Chcą zmusić Radę do przyjęcia tego ohydnego prawa! Tak być nie powinno! Nie można się zgodzić na ten akt zemsty!... Nikt jednak nie śmiał głośno wystąpić — czekano.
Minister stanu pochylił się do prezesa i szepnął mu kilka słów na ucho.
— Panowie, czy kto żąda głosu? — zapytał prezes.
Nastała cisza, a wśród niéj zabrzmiało donośnie:
— Ja!
Hrabia Brutus Besnard podniósł się z krzesła.
Starzec przybył do sali na kilka chwil przed rozpoczęciem obrad i, nie witając się z kolegami, zajął