Nakoniec odsunięto portyerę i w pokoju stanał Marceli w towarzystwie agenta. Powieki miał zaczerwienione od bezsenności, sińce na twarzy, ubiór w nieładzie, a na rękach ślady kajdan; wyglądał jak zbrodniarz, nad którym zaciężyła już dłoń sprawiedliwości. Na widok ojca, pochylonego pod brzemieniem wstydu i rozpaczy, Marceli zachwiał się i odwrócił oczy...
Z osłupienia wyrwał go głos hrabiego Besnard. Starzec wyprostował się, oblicze jego przybrało wyraz nieubłaganéj surowości.
— Musisz pan wiedzieć, o co jesteś oskarżony?
— Wiem tylko jedno: chciałem jego zabić — bez wahania odpowiedział Marceli.
— Zabić cesarza!
— Nie wiedziałem, że to cesarz... ale gdybym był nawet wiedział... — dodał ciszéj.
Urwał i, składając ręce, zawołał z rozpaczą:
— Ojcze! litości! Byłem szalony! Ja ją tak kochałem!
Starzec zaśmiał się cicho, straszliwie i schylił głowę na piersi... Z miasta dochodził stłumiony turkot powozów i górujący nad nim huk trąb i bębnów: oddział grenadyerów zaciągał wartę w Tuilleries.
Minister tymczasem przerzucał papiery i zabrał głos:
— Marceli Besnard, oskarżają cię, żeś miał zamiar zabić cesarza i urządziłeś na niego zasadzkę.
— To nieprawda.
— Radbym, żeby tak było... Nie zaprzeczysz jenak, że przez księżnę Carpegna zawiązałeś stosunki z mazzinistami; jeden ze złoczyńców aresztowanych
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/104
Wygląd
Ta strona została przepisana.