Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ści rubli miesięcznie, choćby piętnaście, niech je suchy chleb, ale niech nie jeździ na koźle u pani z Wyraj­‑Trzemeskich Schwalbowej. Widzisz, o to cię proszę bez żadnej ceremonii. Swoją drogą jestem wdzięczny temu kozłowi, bo żeby nie on, tobym jeszcze dalej może szłapał, a moja matka możeby jeszcze kiedy z tyłu na walizie za panią z Wyraj­‑Trzemeskich Schwalbową do Warszawy przyjechała. Jadę pewny, że będziecie o mojej matce pamiętali aż do jej wyjazdu, czyli, tłómacząc się jaśniej, śmierci. Na te tysiąc dwieście rubli, którem ci winien, możesz krzyżyk położyć, inni zaś moi wierzyciele odpowiednie znaki, stosownie do wyznania. Pani Michalinie rączki całuję i dziękuję przedewszystkiem za pasek flanelowy, który mi przysłała, kiedy byłem chory, a nadto i jej polecam moją matkę. Pryskałbym stąd, jak na wesele, gdybym był pewny, że oprócz twoich pieniędzy, ona jej jeszcze da trochę swego serca. Wszystkim znajomym życzę, aby potrafili sobie tak nic nie robić ze śmierci, jak ja, kiedy im się trafi okazya. Panu Rdzawiczowi powiedz, że mi się bardzo podobał i że jemu tego przedewszystkiem życzę. On ma za głęboko osadzone oczy, aby miał źle, to jest tak zwaną naturalną śmiercią skończyć. Cóż w mojej jest nienaturalnego? Czy nie jestem taki sztywny, jak gdybym umarł na zapalenie płuc, lub tyfus? Muszę mieć trochę piany na ustach. Zarazem proszę pana Rdzawicza, aby obserwował najbliższą zorzę borealną, czy się tam moja śmierć daje odczuć? Zajmijcie się moją matką, którą opiece mojej polecił mi ojciec przed swoją emigracyą, czyli — wyraźniej mówiąc, zmianą lokalu z Krakowskiego przed-