Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdzie: tam?
— No: tam, z tamtej strony.
— Tam? Albo ja wiem. — —
— Bo to jest okropnie przyjemnie pomyśleć, że jak się tu fajt, to tam, jak kamień w wodę, bez śladu, ani się źdźbło w polu nie ruszy.
— Kiedy się ruszy, panie Drewski — rzekł Rdzawicz.
— Ruszy się? — spytał bezmyślnie Drewski.
— Przecie w chwili, kiedy się umrze — odparł Rdzawicz — śmierć ludzka znajdzie odezw na himalajskich szczytach tak dobrze, jak na dnie Atlantyku i wszędzie. My przecież jesteśmy tak nieoddzielną cząstką wszechcałości, że nic, co się w tej wszechcałości dzieje, nie może nie dać się nam uczuć i odwrotnie my ciągle oddziaływamy wzajemnie na nią; powiew skrzydeł motylich nad Amazonką wpłynie na kwestyę socyalną, a wojna peloponezka do dziś dnia nie przestała oddziaływać na bruk w Amsterdamie. Pan powiada, że człowiek ginie jak kamień w wodzie bez śladu — — ale kamień tak nie ginie. Tworzą się kręgi, jedne cząstki wody poruszają drugie, dojdą do brzegów, wstrząsną je i tak dalej, w nieskończoność. Ruch potem staje się dla nas zupełnie niewidocznym, ale jest, bo niema żadnego powodu, żeby musiał ustać. Jest jedno perpetuum mobile: ruch materyalny. Po naszej śmierci nie tylko źdźbło w polu drgnie, ale nawet zorza borealna.
— Pan Rdzawicz ma zupełną racyę — ozwał się siedzący nieopodal trzydziestokilkoletni mężczyzna, w okularach, na jasnych niebieskich oczach, z ładną ciemno-