Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się wogóle bardzo zmęczony i dosyć spokojny. Nieszczęście chciało, żem spojrzał na ścianę. Wisiało tam ogłoszenie jakiejś kawy, którą w filiżance podawała dziewczyna. Różowa była, miała ciemno­‑szafirowe oczy i blond włosy, pełne piersi i pełne biodra w przegięciu, z głową nieco w tył odwróconą. Wzdrygnąłem się, jakby mię ktoś w serce pchnął — ta malowana dziewczyna z anonsu tak mi ruchem przypomniała wszystko... Ileż razy Marya tak stanąwszy w chodzie, przechylała w tył główkę ku mnie, gdym do niej się ozwał i odwracała się nieco! Stała tak i słuchała, oprawna w swoje przepyszne biodra. Lubiła mnie tak słuchać, a gdym mówić przestawał, powtarzała: mów jeszcze...
Czy ty wiesz, co to jest mieć swoją kobietę? Jak się jej jest ot wprost wdzięcznym za to, że jest, że się urodziła. Wszędzie, zawsze robisz jej przy sobie miejsce, nie możesz sobie siebie bez niej pomyśleć. Rano widzisz obok siebie jej różową twarzyczkę, z półotwartemi usteczkami, z zamkniętemi oczętami, z czemś dziecinnem i kociem i anielskiem w sennym wyrazie. Wzięłoby się ją w ręce, na obu policzkach położyło dłonie, podniosło trochę główkę i przygniotło lekko twarz, żeby się usta wysunęły nieco, jakby się kielich kwiatu ku tobie rozchylał... W takiej chwili kobieta musi się stawać czem upragnionem do śmierci, a zarazem takiem świętem, taką łaską, zesłaną ci z nieba, takiem bogactwem nadziemskiem, takim darem Bożym niezmiernym... Oto jej potem nóżki w ręce bierzesz i całujesz i duszę byś swoją w te nóżki wtopił przez usta i oddałbyś tym nóżkom, tym dwom małym białoróżanym stopkom i tym