Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie Marya, nie ów zgubny swoją pięknością Anioł śmierci, ale ta dziewczyna, cicha i biała.
Spojrzał za siebie: tam stała tamta, naga, tryumfalna, oślepiająca, ale walka między temi kobietami była już rozegrana. Rdzawicz pochylił się ku Eli i usta ich złączyły się w pocałunku cichym, długim, bezwiednym, w którym się przez usta i serca dusze całują i łączą. Jakaś jakby wiosenna woń i świeżość wpłynęła w serce i duszę Rdzawicza; spojenie to ust z ustami Eli odrodziło go jakby, jakby z martwych podniosło.
— Kocham cię — szepnął.
Ona zaś powiodła go ku drzwiom, mówiąc: Pójdź, pójdź...
— Na nowe życie... Daleko stąd...
Wtem na schodach dały się słyszeć ciężkie kroki i ktoś zapukał do drzwi.
— Co to? — spytała Ela.

Drzwi się uchyliły i ukazało się w nich kilku tragarzy w niebieskich bluzach, wśród nich zaś Tężel z twarzą przerażoną i pełną wielkiego wzruszenia. Rdzawicz zrozumiał twarz Tężla; uśmiechnął się i wyciągnął ku niemu rękę, a potem odwrócił się, ujął z ziemi ciężki młot kamieniarski, którym Tężel obtłukiwał marmur, i z całej siły uderzył w głowę Anioła śmierci: rozprysła się na sztuki. W tej chwili jednak doznał uczucia, jakby mu ktoś przeszył szpadą mózg, a potem jakby weń wpłynął strumień płonącej lawy. Zakręcił się, rozkrzyżowawszy ramiona cofnął i padł w tył na posąg, uderzając z głuchym łoskotem czaszką o marmurowe nogi obnażającej się kobiety.