Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czoną głową. Tężel zaciskał oczy pięściami. Potem Rdzawicz, jakby musiał mówić, znów począł opowiadać:
To były nasze zaręczyny. Pierścionków nie zamienialiśmy. Na razie postanowiliśmy zachowywać tajemnicę. Ale było nam to zatrudno. Jadwiga opowiedziała ojcu i babce. Oboje zdziwili się bardzo i jakby przelękli, ale nic nie mieli przeciwko temu. Radzili tylko, żeby poczekać, aż sam dojdę do jakichś stałych dochodów, żeby nie mówiono, że się dla majątku żenię. Marya ma przeszło czterdzieści tysięcy rubli posagu; dla mnie to jest dużo. Ja sam nie chciałem inaczej. Z początku wydawało nam się wszystko takie łatwe, takie słoneczne. A we mnie istotnie coś się przerodziło czy odrodziło. Znajomi, gdy przyjechałem do Warszawy, dziwili się, co się ze mną stało? Ja sam czułem, że mi jakieś inne serce w piersiach bije, że jestem jakiś lepszy, jasny, szlachetniejszy jakiś i pogodniejszy dla świata... Miewałem takie cudowne chwile. Pamiętam raz w teatrze taka była śliczna, taka śliczna. Siedziałem za nią. Śmiała się na głos i otwierała usteczka i świeciła ząbkami. Cała była różowa i uśmiechnięta, taka jasna, taka złota, taka moja!... Wszyscy na nas patrzeli. Widziała to i pochylała się w tył ku mnie tak, że mnie prawie muskała loczkami po czole. Kokietowała mną ludzi i śmialiśmy się z tego oboje. Taka była moja własna... A drugi raz, także w teatrze, ja siedziałem w krzesłach, bo w loży nie było miejsca. Była jakaś niezdrowa, bledziutka. Oparła główkę o filar i przymknęła oczy. Była tak cudna... Tak mi się rwało do niej serce... Ja nie wiem dlaczego, może to