Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przez co w stosunku do Lory Przerwicowej jestem, jak kominiarz do świeżo uprasowanego mankietu.
— Do niej? — zdziwiła się Heimerthowa. — Co też pan mógł jej zrobić? Takie dobre stworzenie.
— Właściwie jej osobiście nic, ale blizko niej. Niech pan jednak pozwoli, że tym razem ja będę sfinksem.
— Który gdzieś zapuścił swoje gryfie pazurki. Ale jak pan chce.
W jakie dwadzieścia minut po odejściu posłańca, Tężel, który niedaleko mieszkał, zjawił się w pracowni. Wszedł nieśmiało i niezręcznie i wydał się Rdzawicowi ordynarny i trochę śmieszny. Popatrzył na niego tak, jakby go pierwszy raz w życiu widział i uraziło go w nim wszystko: jego grubociosana głowa o pospolitych, trywialnych rysach na zwalistych, za szerokich ramionach; ciężkość, klocowatość jego całej budowy i wyraz jego twarzy, która mogła być pięć razy prędzej twarzą sadownika, lub rybaka, niż twarzą artysty i jego przyjaciela. Owiało go zimno względem Tężla.
— Jak się masz? — odezwał się, mimowoli trochę z góry i protekcyonalnie.
— Dziękuję ci i przepraszam cię — zaczął Tężel, ale przerwał mu:
— Niema za co. Nie rozbiłeś, więc wszystko skończone.
Widząc jednak przed sobą ciągle nieśmiałą i zaambarasowaną figurę Tężla, doznał ochoty dokuczenia mu, która podobną musiała być do tej, jakiej doznają dogi, uganiające się ze złośliwym i lekceważącym wyrazem