Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Po to, żeby być wielkim rzeźbiarzem. Wykułem sobie tam ogromy sarkofag na trumnę szczęścia całego mego życia. Ale ono nie będzie długie.
— Cóż ty gadasz? — krzyknął Tężel. — Zwaryowałeś, czy co?
— Mój drogi! — odparł Rdzawicz spokojnie — przecie ten Anioł Smierci, to jest przedewszystkiem moja śmierć. Demony, mój kochany, nie pracują za ludzi za darmo, one się muszą karmić, ssą ludzką krew, jedzą życie. Widzisz, że mnie pół niema.
Tężel rzucił się na krzesło, ścisnął uszy pięściami i począł jęczeć: Rany Boskie! Rany Boskie! Bodaj się zapadł, kto wymyślił kobiety! Żeby ten Kłęż wszyscy dyabli wzięli! Przyjdzie zwaryować, albo co! Rany Boskie! Rany Boskie!
Rdzawicz tymczasem cyzelował prawe nozdrze Maryi, lubując się w duszy słowem »demon«, był bowiem za młody, aby mu zastosowanie do niego tego słowa, choćby nawet przez Tężla, nie pochlebiało i nie zrobiło przyjemności.
Nie mówił sobie tego, ale czuł, że ostatni raz dotknie dłutem Anioła Śmierci w dzień ślubu Maryi. Potem?... Na to pytanie odpowiadał mu napis wyryty na postumencie posągu, pod którym położył swoje nazwisko: potem?... Vogue la galère!...
Jednej rzeczy nie mógł zrozumieć: oto dlaczego Maryi nie może sądzić podług tej miary, jak sądzi innych; dlaczego do niej nie może zastosować zwykłej normy swego sądu: »trudno, człowiek jest człowiekiem?« Dlaczego od Maryi ma jakieś wymagania inne i wię-