Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trecie, jak je nosiła najczęściej w Kłężu. — A kiedy się cofał od roboty, aby się jej przypatrzeć, mimowoli dreszcz go przechodził, bo to była ona, Marya, zaklęta w marmur, zmuszona być i trwać.
Zniewolił ją. Zechciał i stworzył ją po raz drugi; rozkazał i powstała. Obnażył jej dziewicze ciało, dał jej ruch, jakimby się nigdy nie pokazała nikomu, zgniótł ją w ręku, jak wosk...
Ale chwile poczucia tego jakby tryumfu twórczej władzy, kończyły się zawsze myślą, że to on sam tam leży w płaszczu z zasłoniętą twarzą, że to jego ta kobieta obaliła i odtrąca nogą, jak martwą rzecz, jego depce, i że rzeźba ta jest symbolem klątwy jego życia, tryumfu jego złego przeznaczenia nad nim, jego złej doli... W tym marmurowym bloku, w tym kształcie, zatartym draperyą, czuł się tak silnie, że prawie bolała go stopa Maryi na piersiach...
Potem potrafił nadać tej wywołanej z kamienia twarzy wyraz melancholii i swawoli, zuchwalstwa i smutku, dzieciństwa i powagi, sentymentalizmu i zmysłowości, dać jej nieujęty wdzięk i nieodparty czar i rzucić na to wszystko, w oczy i w usta błysk czegoś wyzywającego, co zestrajało twarz z wyzywającym ruchem ciała.
Widok jego własnego dzieła upajał go. Ta cudowna kobieta była przerażająca, jej twarz była jak trujący kwiat, jej oczy były jak sztylety, owinięte w aksamit, jej usta jak żywy żar pod miękkim mchem. Nie była to hetera, odtrącająca ludzi, jak martwą rzecz z wyzywającym ruchem: dalej! dalej! — — ale jakaś