Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rdzawicz — jaka była dobra, jaka słodka, jaka miła, jaka piękna... I tak ją stracić, na zawsze, na wieki, na całą wieczność stracić... Jerzy, czy ty myślisz, że ona nie wróci do mnie?
— Któż wie — odparł Przerwic. — Wszakże między mną a Lorą było półtora roku zerwania, a jednak dziś jesteśmy swoi.
— Tak, ale Marya nie wróci do mnie, nie wróci... Ty wiesz, że ona nie wróci... To już przepadło, na zawsze, na całą wieczność przepadło...
Tężel ściskał palce we włosach.
— Pocóżem ja ją poznał? — mówił dalej Rdzawicz. — Miałem potem bardzo wiele ciężkich przejść, bardzo wiele zmartwień, upokorzeń, zgryzot, ale myślałem sobie: to wszystko nic, sto razy więcej jeszcze zniosę, byle tylko ona była moją. Choćbym miał zginąć to zginę, bo to będzie dla niej... Ale i teraz nie żałuję... jeżeli zginę, to przez nią, przez moją Maryę...
— Nie zginiesz — przerwał mu Przerwic — i mnie się tak zdawało z początku. Myślałem, że oszaleję, nadziei przecież żadnej nie miałem, gryzł mnie ból i żal, a przeciem przetrwał.
— Ale ja nie przetrwam. Ty jesteś silniejszym odemnie. We mnie już jest śmierć.
— Romek, bój się Boga! — jęknął znowu Tężel.
Rdzawicz położył się na kanapie na wznak i założył rękę pod głowę. Oczy miał obrócone na sufit, ale patrzał, jakby wewnątrz siebie. I począł mówić:
— Cztery miesiące byliśmy narzeczonymi... Marya była już w Kłężu, gdy przyjechałem. Gdym ją zobaczył,