Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spotkaniu jeszcze, nie wątpiłam, że to tylko chwilowe wrażenie i że pan wróci do Eli. Czy ja panu nie robię przykrości?
— W każdym razie nie więcej, niż jej sam mam w sobie.
— Teraz niema już o czem mówić. Trzeba tylko starać się jakoś tę biedną dziewczynę uspokoić...
— I wynagrodzić jej krzywdę, jaką jej uczyniłem. Przyszedłem po to właśnie, aby mi pani powiedziała, jak?
— Alboż ja wiem? Gdyby ją pan kochał...
— Mogę zrobić wszystko, tak, jakbym kochał.
— Tak, ale ona wie, że jej pan nie kocha.
Pani Laura zmarszczyła smutno czoło i załamała ręce na kolanach.
— A cóż ona mówi? — spytał Rdzawicz, czując się bardzo winnym.
— Ona? To samo, co panu powiedziała: że nie chce żyć. Ja rozumiem miłość, sama byłam wrażliwa, ale nie miałam wyobrażenia o tak silnej uczuciowości, jaką ma Ela. Ciotka, która, choć jest chora, doskonale zna swoje dzieci, rozmawiała o niej ze mną nieraz i zawsze mówiła, że się ogromnie cieszy z charakteru Eli, ale ją niepokoi jej usposobienie, i że liczy na to, iż się charakterem będzie rządziła. Ciotka po prostu mówi, że Ela jest bardzo... — pani Laura zaczerwieniła się jak piwonia i szepnęła półgłosem — rozbudzona...
Wymawiając ten wyraz, miała tak zabawnie zażenowaną minę, że się Rdzawicz mimowoli uśmiechnął.
— Przypuśćmy — mówiła dalej — że Ela w pierw-