Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zię, którzy czekali na nich; machnęła parasolką i poczęła iść jeszcze prędzej.
— Czekamy! — wołała pani Laura. — Ale nie leć tak, bo ci tchu braknie!
Ela doszedłszy do wzgórza, upadła na trawę istotnie prawie bez tchu. Pani Laura poczęła ją strofować, że niema sensu tak biegać; czerwona jest jak rak, aż jej oczy poczerwieniały.
Ela usiłowała być swobodną i wesołą; Rdzawicz jednak widział, że wytęża wszystkie siły, aby nie zwrócić na siebie niczem uwagi; kilka razy przecież zadrżał jej głos i jakby łzę połknęła. Nie mówili do siebie; jego milczenie jednak nie dziwiło nikogo; wogóle starano się tu z nim zawsze tak postępować, aby nie czuł niczyjego oka na sobie.
Było mu żal tej biednej Eli, z którą postąpił tak po barbarzyńsku, i żal mu było, że ją sobie zraził. Z drugiej strony sam się tak rozdrażnił, że trudno mu było iść dłużej w towarzystwie i powoli idąc coraz bardziej z tyłu, został sam. Położył się na trawie twarzą ku niebu, na którem stało olbrzymie promieniejące słońce. Było południe. Teraz u pani Porzelskiej siadają do śniadania, obok Maryi jej narzeczony, pan Kołolaski. Albo też wszyscy są u Loursa, bo ciotka Porzelska ogromnie lubiła, około dwunastej, najeść się ciastek; Kołolaski siedzi przy stoliku koło Maryi, znajomi kiwają mu znacząco głową z uśmiechem, nieznajomi wpatrują się w tę śliczną, pannę, nie mogąc zrozumieć, jakim sposobem ten podtatusiały pulchny blondyn zachowuje się wobec niej, jak narzeczony? Musi być bardzo bogaty,