Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Rozpacz! — szepnęła pani Laura do siostry. — Ja także idę! Skąd mogłam przewidzieć?... Ale sądzę, że to tylko pierwsze wrażenie tak silne... Nigdy sobie nie daruję, bo to przezemnie... Gdybym go była nie namawiała, nie byłby przyszedł... Trzeba było właśnie teraz... Jestem pewna jednak, że to tylko pierwsza chwila...
Rdzawicz poszedł do bufetu, aby gdzieś pójść, aby gdzieś odłączyć się, zejść z oczu i być samym. Skronie pulsowały mu i na wargi wystąpiła spiekota: czuł razem gorączkę i zimne dreszcze. Miał wrażenie, jak w pierwszych chwilach po zerwaniu: że wszystko runęło dokoła i że on sam runął w otchłań.
Siedział z czołem opartem na rękach, zapomniawszy, gdzie się znajduje; ocknął się dopiero, kiedy garson zapytał go, czy każe sobie co podać? Starał się ogarnąć, owładnąć i związać myśli, które wirowały mu w głowie, jakby mózg jego rozprysł się na sztuki.
— Zobaczyć ją!... Jeszcze ją zobaczyć!... To ona!...
Chciał wstać, ale napowrót usiadł: brakło mu odwagi, bał się sam siebie, wrażenia, którego miał doznać. Siedział znów chwilę, a w głowie rosło mu coraz bardziej pragnienie: Zobaczyć ją!... Jeszcze ją zobaczyć!...
Zresztą, jeżeli się tak zmieszała, ujrzawszy go, to widocznie nie zapomniała, widocznie pamięta... Takiej przeszłości, takich chwil nie mogła zapomnieć... Musi się czuć z nim związaną na zawsze... Może jutro da mu znać, że chce go widzieć, że chce, aby on wrócił do