Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak szybko wzrok jego biegł po twarzy Maryi, sam nie mógł pojąć. W jednej sekundzie zobaczył, że miała te same ogromne, jedwabiste, ciemno­‑blond włosy, upięte w bujną fryzurę, tę samą ściągłą, szczupłą twarz o matowych rumieńcach, z wielkiemi, podłużnemi, ciemno­‑szafirowemi oczyma, o złocistym blasku; ten sam nos prosty, cienki, delikatny, z płaszczyznami, jak u greckich posągów, te same usta małe, wązkie, dziwnie regularne, z górną wargą cokolwiek wzniesioną i brodą dosyć krótką i klasycznie okrągłą; tę samą prześliczną szyję i prześliczne ramiona i ten sam nieujęty wdzięk, nieodparty czar...
— To ona!...
W tej chwili oczy jego spotkały się z oczyma panny Strzeliskiej, która naprzód podniosła brwi, jakby zdumiona, a potem spojrzała, jakby z wielkiem współczuciem i skinęła mu głową smutno i poważnie, a w tymże momencie Marya, widocznie ciekawa, komu się Jadwiga kłania, spostrzegła go, zwróciwszy ku niemu głowę.
Na twarzy jej zapalił się rumieniec i drgnęła w tył ciałem; jemu zaś serce chciało pierś rozsadzić.
Stali naprzeciw siebie, zaskoczeni nawzajem swoim widokiem, ona, która przysięgała mu, że go nigdy nie opuści i pozwalała się cisnąć do piersi, i on, który na przysięgi te odpowiadał przysięgami, brał jej stopy w ręce i całował je i miał ją mieć swoją na zawsze. Czuł, że słabnie i jeżeli nie zapanuje nad sobą, albo nie oprze się na kimś, padnie.
Morski, który na pytanie swoje nie otrzymał żadnej odpowiedzi, zrozumiał, że tu się coś dzieje, popa-