Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A bo to moja robota...
— A to przepraszam pana bardzo, nie wiedziałem.
— A no wiem, że pan nie wiedział. Ale się panu nie wydaje podobne?
— Przepraszam, ale nie.
— Hm, ja myślałem, że to dobre. Może pan ma i racyę.
— Widzi pan, tu jest największy feler — mówi szkrab i nie pytając, czy wolno, przejeżdża wielkim palcem po policzku Junony. Tężel zgłupiał — co to?
Było to coup de maître, dotknięcie mistrza. W tej chwili Tężel spostrzegł, że tu istotnie właśnie najwięcej chybił.
— Ma racyę — mruknął — podobne to do Junony, jak kot do malwy. A kto pan jest?
— Ja jestem Roman Rdzawicz. Zapisałem się tu na rzeźbę. Będziemy kolegowali.
— Ja się nazywam Jędrzej Tężel. Panie czyś pan się już gdzie uczył?
— Bardzo mało i prywatnie, bo musiałem kończyć gimnazyum. Ojciec nie chciał inaczej. Straciłem dużo czasu.
— Ten stracił dużo czasu... — pomyślał Tężel.
Nazajutrz Rdzawicz wziął się do pracy obok Tężla i trzech innych kolegów. Wszystko mu się paliło w rękach; zdawało się, że oczami rzeźbi, tylko spojrzy. Profesor Bronn się dziwił i powtarzał: Panie Łdzawicz, panie Łdzawicz! Pan ma głuby talent, tylko ta natuła niesfołna, oj ta natuła! Panie Łdzawicz, panie Łdzawicz!
Koledzy byli naturalnie źli, a Tężel niemiał z po-