Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dali, ale latasz, jak waryat, i nie wiem, czy mam do ciebie gadać, czy nie? Jak Bogam kocham, czasem wolałbym, żebyś był mniejszy, bobym ci powiedział po prostu: — słuchaj psiakrew, kiedy do ciebie mówię! — ale jakże tu z takim grubym panem, jak ty?! Ty nawet nie wiesz, jakiś ty gruby pan!... Siedziałem wczoraj od otwarcia wystawy aż do drugiej, potem mi się jeść zachciało; zmęczyłem się od nadsłuchiwania tej hołoty, jak pudel w tańcu.
— Ale nie o to mi idzie... Widziałeś tam kogo znajomego?... Co?...
— A jakże, całą kupę. Niektórzy się tak unosili...
— Ale niech ich tam dyabli porwą z ich unoszeniem!
— Więc czegóż chcesz?
Rdzawicz stanął przed Tężlem, popatrzał nań i z widocznym wysiłkiem wstrzymując oczy od odwrócenia się w bok, lub zwrócenia ku podłodze, zapytał:
— Marya była?
Tężel zaczerwienił się jak burak, zmieszał i odpowiedział, wpatrując się pilnie w swego dyabełka, którego na nowo zaczął lepić:
— Była.
— I cóż? Widziała cię?
— Widziała.
— Kłaniałeś się jej?
— Kłaniałem.
— I... i cóż? Odkłoniła ci się?
— Odkłoniła.
— Jak?