Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cznych! Której celem było wybłękitnianie ludzkiej duszy, a której zajęciem była kokieterya bez braku!... I to ona, ona, ona, jego Marya!
Nagle, otwierając szybko drzwi, wbrew zwyczajowi, bez pukania wszedł Tężel, czerwony od zimna, z miną, jaką się ma, kiedy się przynosi wiadomość pomyślną, a z której się z jakiegoś powodu nie wypada, lub nie powinno cieszyć.
— Przepraszam cię, że tak wchodzę — rzekł, podając Rdzawiczowi rękę — nigdziem cię znaleźć nie mógł. Wyobraź sobie...
— Widzę, że z czemś przychodzisz — przerwał mu Rdzawicz, usiłując przybrać taki wyraz twarzy, aby nie znać na niej było wrażenia poprzednich myśli.
Tężel potrząsł głową i jakby żenując się sam przed sobą tego, co ma powiedzieć, rzekł:
— Nie, wiesz, że to życie bywa dziwne... No, bo wyobraź sobie, że my, zwłaszcza ty, mamy na śmierci Drewskiego zrobić interes...
— Jakto? — spytał Rdzawicz zdumiony.
— Tak, że Stosławski chce postawić nagrobek Drewskiemu i u nas go zamawia. Możemy zarobić, ale naprawdę jakby coś odpychało od tego zarobku. Czy nie? Choć z drugiej strony niby co? To swoją drogą, a to swoją. Kochanowski przecie po śmierci córki a Treny pisał...
— Tylko za nie honoraryów nie brał. Rozumiem doskonale, co ty czujesz, ale rzeczywiście to swoją drogą, a to swoją. Cóżeś ty do tego czasu robił? Zdjąłeś maskę?
— Zdjąłem. Uh, jaka to nieprzyjemna robota! Już