Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czenie, lub banalną z urodzenia, jak inne, może była taka sama pospolita, może była taka sama płaska, może była taka sama głupia!...
Tupnął nogą w śnieg z pasyą, a głowa poderwała mu się w górę tak samo dumnie, jak wtenczas, gdy będąc jeszcze bardzo młodym chłopcem i nie mając za sobą naprawdę nic, wszedł zaproszony na zgromadzenie artystyczne. Były tam stare »firmy« i młode »gwiazdy« — on jednak wchodząc podniósł głowę, jakby czuł, że zaledwie kilka lat minie, a pośród młodych »gwiazd« rzeźbiarskich będzie pierwszą, starym zaś »firmom« stanie się niebezpieczną konkurencyą.
I na tę głowę lubiła Marya ręce kłaść i gładzić ją i mówiła, że się czuje dumną, że się tej głowy dotykać może... Tak niedawno... tak niedawno...
A może naprawdę on tylko sam czynił ją tą kobietą inną, jak wszystkie, bardziej promienną w myślach i bardziej złotą w duszy... może tylko on...
Może to prawda, że idealne piękno bywa nierównie częściej w wyobraźni mężczyzny, który kocha, niż w duszy kobiety, która jest tą kochaną.
Może Marya jest taką, jak inne, przeciętną, zbanalizowaną, lub banalną z urodzenia, głupią! I on, i on!... Że do nóg jej padał, to nic, klęka się przed ładną służącą, ale kładł się jej cały do nóg, kładł jej do nóg swoją myśl, swoje uczucie, swoją fantazyę i pracę, duszę całą... I ona nie rozumiała, a udawała, że rozumie bo jest sprytna, szablonowo, pospolicie sprytna, sprytna na tyle, aby się umieć wydać inteligentną, a naprawdę