Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiarą państwa, uznaną przez imperatora, szafarzem łask tronu będzie na całym obszarze cesarstwa rzymskiego chrześciaństwo.
Tak postanowił Teodozyusz.
Dziś zrana przybył Fabricyusz do Kuryi Hostilia i oznajmił zgromadzonym ojcom wolę „boskiego i wiecznego” pana. Senatorowie chrześciańscy przyjęli radosną nowinę rzęsistemi oklaskami, zaś pogańscy ponurem milczeniem bezsilności.
Wszakże uczynili wszystko, co im nakazywała miłość do Rzymu i co im radził rozum mężów dojrzałych. Złożyli majątki swoje na ołtarzu ojczyzny, uzbroili Italię, zjednali sobie pomoc Arbogasta...
Zawiodły ich nadzieje, omyliły rachuby, zdradzili bogowie. Demon galilejski pobił Jowisza, przyszłość zdusiła przeszłość.
Nie znaleźliby już w Italii rąk do dalszego oporu. Uciekający ochotnicy roznieśli po kraju postrach, a klęska i śmierć Arbogasta odebrały odwagę najwytrwalszym.
Po raz wtóry nie zebraliby tak licznego i walecznego wojska. Arbogasta nie zastąpi żaden z jego komesów i wojewodów, żaden bowiem nie rozporządza środkami słynnego króla.
Byli stanowczo zwyciężeni, powaleni o ziemię, jak gladyator, ugodzony śmiertelnie.
Bez słowa wyszli patryoci rzymscy z Kuryi, bez słowa żegnali się, ściskając sobie ręce. W oczach starszych błyszczały łzy, wargi młodszych drgały boleśnie.
W kilka godzin potem ciągnęły ulicami Rzymu karety, rydwany i lektyki. Senatorowie pogańscy