Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ści. Co Maksymus odbudował, to zburzył Teodozyusz.
Prześladowany z jednej strony, uwielbiany z drugiej, przechodził złoty posąg bogini z Kuryi na Kapitol, z Kapitolu do Kuryi, gromadząc naokoło siebie zwolenników dawnego porządku. Victoria-Fortuna, świątynia Jowisza i Atrium Westy były ostatniemi warowniami dogorywającego pogaństwa.
Przeto rozjaśniło się smutne oblicze Italii, gdy Arbogast pozwolił znów ustawić symbol potęgi rzymskiej w kaplicy senatu. Z Victorią-Fortuną wróci do sponiewieranej stolicy świata stare szczęście Kwirytów — wierzyli Rzymianie.
Naczelnicy stronnictwa narodowego otworzyli skrzynie, aby uświetnić dzień uroczysty. Sam Symmachus przeznaczył na zabawy ludowe dwa tysiące funtów złota.
— Będziemy mieli igrzyska, jakich Rzym dawno nie pamięta — odpowiadali mieszkańcy stolicy gościom z prowincyi, — Symmachus sprowadził z Brytanii psów, zaprawionych do polowania na ludzi, Arbogast przysłał pięćdziesięciu jeńców frankońskich, Juliusz, Galeryusz i Klaudyanus urządzają bitwę morską z rekinami...
I jak w dzień pogrzebu zabitych pogan, przelewał się z rynku na rynek, z placu na plac, z ulicy w ulicę jednostajny szum zmieszanych głosów, podobny zdaleka do brzęku leśnych muszek, kąpiących się z rozkoszą w ciepłych falach zapachem żywicy przesyconego powietrza.
Motłoch stolicy, bezradny w nieszczęściu, a w szczęściu nieopatrzny, zapomniał o trwodze