Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kochałże imperator Konstancyusz bliźnich, gdy wymordował prawie całą swoją rodzinę, z obawy, aby mu który z krewnych nie wydarł korony? Byłże starszy Walentynian — rozweselający po obfitym obiedzie duszę okrutną ohydnem widowiskiem — miłosiernym?[1] Odpuściłże Teodozyusz cudze winy, kiedy kazał w Tessalonice, w cyrku, wyrżnąć dwadzieścia tysięcy bezbronnych obywateli, powodowany jedynie zemstą osobistą? Albo owi przekupnie sumienia, o których biskup Atanazy mówi, że zmienili kościoły w targowiska, wcielająż oni przykazania Boga wydziedziczonych?... Wszakże wasz Mistrz uczy wyraźnie: „Nie troszczcie się o żywot wasz, cobyście jedli lub cobyście pili, ani o ciało wasze, czembyście je przyodziewali, ale szukajcie naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydano.”[2] Stosująż się do tej wskazówki nędznicy, cisnący się do waszych świątyń dla posady rządowej?
A kiedy Prokopiusz milczał zakłopotany, ciągnęła Fausta dalej:

— Rozumiem bardzo dobrze, że twoja wiara nie może odpowiadać za słabość słabych i za podłość podłych, albowiem nie wiadomo nigdy, czy ziarno pada na wdzięczną glebę lub też na opokę. Przykazania religii nie byłyby głosem bogów, gdyby nie przerażały człowieka swoją wzniosłością. Unoszą się

  1. Walentynian I miał obok swojej sypialni w klatce dwa niedźwiedzie, którym rzucano w jego obecności skazańców na pożarcie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Nie troszczcie się o żywot wasz... — parafraza fragmentów Mt 6, 25 i 33 lub Łk 12, 22 i 31 (na podstawie przekładu Jakuba Wujka).