Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



V.



— Nie przeczę, iż wasz Bóg jest Bogiem dobroci i miłosierdzia, ale nie widzę dotąd wcielenia jego litościwych przykazań — mówiła Fausta. — Przeto nie trudź się daremnie. Słowa twoje spływają po mojej duszy, jak deszcz po dachu spadzistym.
Siedziała na szczycie wysokiej skały, tworzącej ostatnie ogniwo łańcucha gór, który odgraniczał ziemię Wedyantów od Liguryi. Przed nią rozlewało się morze Śródziemne, za nią piętrzyły się Alpy, nad nią rozpinało się błękitne niebo, popstrzone tu i owdzie lekkiemi obłoczkami.
— Będę stukał dopóty do serca Twojej Świątobliwości — odrzekł Prokopiusz — dopóki się ono nie otworzy dla naszej prawdy.
— Zapominasz, iż stoisz przed dziewicą Westy, do której mówi się tylko wtedy, gdy ona na to pozwala.
— Gdyby Twoja Świątobliwość zechciała...