Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziękuję Twojej Przesławności za mojego woźnicę, który się kocha w klaczach hiszpańskich. Co do mnie, wolę brytańskie. Są roślejsze i silniejsze.
— Gdybyś mi zechciał ułatwić spotkanie z podkomorzym świętej łożnicy[1] — mówił Juliusz — możeby się w mojej stajni znalazły także bieguny brytańskie.
Teraz odczepił się Rikomer od filaru.
— Wielki podkomorzy opuści niebawem święte pokoje Jego Wieczności rzekł. — Postawię cię tak w przedsionku, żeby wszedł na ciebie.
Wziął Juliusza pod ramię, skinął na Galeryusza i wprowadził senatorów przez portyk do pałacu.
W przedsionku panował ciągły ruch. Mieniły się i mieszały jaskrawe barwy, szeleściły jedwabie, świeciły złote szyszaki, iskrzyły się rubiny, szmaragdy, szafiry. Co chwila podnosili czarni rzezańcy z jakichś drzwi purpurowe kotary i z pokojów cesarskich wychodzili różni dostojnicy. Szli z głowami podniesionemi błyszczącym szpalerem, utworzonym z protektorów i domowników.
Rikomer, szepnąwszy kilka słów setnikowi wewnętrznej straży pałacowej, kazał senatorom stanąć obok niego.
— Tędy musi wielki podkomorzy przechodzić — objaśnił Juliusza.

Od czasu do czasu ukazywał się w głębi przedsionka wywoływacz i wykrzykiwał całem gardłem

  1. Podkomorzy świętej łożnicy — przyboczny podkomorzy cesarza.