Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

choć działo się to pod bokiem wielkiego imperatora, nie odznaczającego się, jak ci zapewne wiadomo, bynajmniej łagodnością i cierpliwością. Zapomnij i ty swojego wstrętu do pogan i do potomków dawnych Rzymian i postępuj z rozwagą męża dojrzałego. Pamiętaj, że łączy nas w tej chwili z bałwochwalcami wspólna sprawa. Im i nam zagrażają ci sami wrogowie.
— Oni lekceważą naszego Boga — wtrącił Fabricyusz.
— Już ci mówiłem — fuknął Walens — żebyś się nie wdzierał w dzierżawy kapłanów. Ich rzeczą krzewić prawdy boskie i walczyć z przesądami pogan. Czynią oni to doskonale, lepiej, aniżeli potrzeba, bo niepokoją swoją wrzawą świątobliwą wszystkie miasta cesarstwa, włóczą się po wszystkich drogach, kłócą się na wszystkich rynkach. Naczelnik poczty wschodnich prefektur nie może dla nich nastarczyć koni. Prawie codziennie odbywa się gdzieś jakieś zebranie pobożne, które kończy się zwykle bójką i wzajemnem wyklinaniem. Od czasu do czasu wpada pomiędzy tych krzykaczów, spierających się nie wiadomo o co, rozkaz Teodozyusza i ostudza ich zapał, lecz któż zdołałby okiełznać rozpędzone języki niewiast i retorów? Żarliwcy religijni służą źle naszej wierze i cesarstwu. Zamiast bałwochwalców przyciągać, odtrącają ich od siebie niezgodą. Nie utrudniajże i ty zbyteczną gorliwością położenia, które staje się z każdym rokiem niepewniejsze. W Wiennie nie chcą rozumieć, iż się grunt pod nami chwieje.