— Każ podać obiad polecił Ambrozyusz wywoływaczowi.
W sali przyjęć czekał na niego Symmachus. Przywitali się bardzo serdecznie. Chowali się kiedyś razem; byli rówieśnikami i krewnymi.
— Przywożę ci pozdrowienie całej rodziny i Flawiana, który należy do niej od dwóch tygodni — zaczął konsul.
— Mówiono mi, że złączyłeś Galię węzłami dozgonnemi z młodym Flawianem — odpowiedział Ambrozyusz i dziwiłem się, że nie wezwaliście mnie na uroczystość rodzinną.
— Obawialiśmy się odmowy.
— Mój Bóg nie jest wrogiem miłości rodzinnej. Ty wiesz, Kwintusie, że Gallę zawsze kochałem.
— I ona wspomina często wuja Ambrozyusza.
— Chciałbym ją kiedyś zobaczyć, a tymczasem zawieź jej moje błogosławieństwo.
Wywoływacz oznajmił, że podano obiad.
— Nie śmiem cię prosić do mojego ubogiego stołu — mówił Ambrozyusz — chociaż wiem, że i ty posilasz się tylko dlatego, by głód zaspokoić.
A zwróciwszy się do wywoływacza, rozkazał:
— Niech sobie kucharz przypomni swoje dawne, dobre czasy i niech sporządzi natychmiast posiłek obfitszy.
Ale konsul powstrzymał sługę.
— Jeśli o mnie idzie — odezwał się — niech sobie kucharz nie przypomina owych dawnych, dobrych czasów.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/230
Wygląd
Ta strona została skorygowana.