Przejdź do zawartości

Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wypruć jelita... Niewiadomo nigdy, co pobożnego chrześcianina może spotkać. I wino rozwesela serce i kości bawią od czasu do czasu, a nasi kapłani wołają na wszystko: grzech, grzech! Niech sobie grzech będzie grzechem, kiedy go święta woda zmyje.
Wojewoda słuchał z uśmiechem na ustach. Nie sam tylko Teodoryk rozumował w taki sposób. Znakomita większość chrześcian czwartego stulecia odkładała chrzest do chwili ostatniej, aby stanąć na sądzie Boskim bez zmazy. Nawet imperatorowie poddawali się obrządkowi dopiero na łożu śmierci.
Rób, jak chcesz — wyrzekł wojewoda — ale nie odwiedzaj świątyń pogańskich, bo to domy złych demonów. Te podstępne duchy mogłyby cię oczarować, a wtedy nie wszedłbyś razem ze mną do królestwa niebieskiego.
Teodoryk przeżegnał się.
— Utorowałbym sobie drogę pięścią — mówił — bo cobym robił na drugim świecie bez mojego sokoła.
— A gdyby ci pięść nie pomogła — zapytał, śmiejąc się, wojewoda.
— Tobym przed bramami królestwa niebieskiego jęczał i zawodził dopóty, dopókiby się Dobry Pasterz nade mną nie ulitował. On dobry, miłosierny, on nie może patrzeć na łzy nieszczęśliwych.
Wojewoda spojrzał serdecznie na żołnierza. Mógłże się gniewać na tego starego sługę, którego przywiązania doświadczał tyle razy?
Teodoryk, wolny Alleman, niegdyś towarzysz jego ojca, nosił go na rękach, uczył dosiadać konia,