W przedsionku otoczyło go kilku niewolników. Jeden zdjął z niego płaszcz, drugi odpiął miecz, trzeci rozwiązał pas purpurowy, czwarty wziął szyszak.
— Czy rzemieślnicy skończyli robotę? — zapytał piątego.
— Nasi ludzie byliby już przed śniadaniem zatarli ostatnie ślady po zabobonach pogańskich — odpowiedział niewolnik — gdyby ich gorliwości nie był powstrzymał prokurator gmachów rządowych[1].
— Który prokurator? — fuknął wojewoda.
— Znakomity Wulpius.
— Kto z was ośmielił się wpuścić do domu obcego człowieka podczas mojej nieobecności? Czy ty, Hermanryku?
Wywoływacz, olbrzymi Alleman, padł na kolana.
— Ty wiesz, panie — wyszeptały jego pobladłe usta.
Już podniósł wojewoda nogę, aby kopnąć niewolnika, kiedy się za nim odezwał głos poważny.
— Pokój z tobą, wojewodo!
Fabricyusz drgnął, głos ten bowiem przypominał mu główną zasadę nauki Chrystusowej.
Opuścił nogę, nie uderzywszy sługi, i odwrócił się szybko.
W sali, do której się wchodziło wprost z przedsionka, ujrzał męża, przyodzianego w togę stanu rycerskiego.
— Ty jesteś znakomity Wulpius? — zapytał.
- ↑ Prokurator gmachów rządowych — dzisiejszy intendent.