Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzi i przetrząśniesz wszystkie kolonie, należące do Fabiusza. Mówiono mi w Rzymie, że wyjechał do Germanii. Gdyby tak było, dostawisz mi go żywcem, abym się nasycił widokiem jego trwogi.
— Stanie się podług waszego rozkazu, panie
— Przy tej sposobności odwiedzisz wszystkich naczelników narodu Kwadów i powiesz im, że syn Radboda wzywa ich w drugiej połowie marca na wiec. Jeżeli mogą, niech się stawią zaraz z drużynami. A teraz zobacz, czy straże czuwają.
Kiedy się Herman oddalił, oparł Serwiusz głowę na dłoni i zapatrzył się w płomień ogniska.
Naokoło niego rozlegało się już miarowe chrapanie kilku tysięcy wojowników, którzy spali tak spokojnie pod namiotami, jak gdyby leżeli na tapczanach koszarowych. Żaden z nich nie pomyślał nawet przez chwilę o niepewnem jutrze. Opuścili sztandary cesarskie, bo tak nakazał im dowódca. On był zawsze ich wolą i natchnieniem, a nie prowadził ich nigdy na klęskę. Zwycięztwo postępowało jego śladami nieodstępne, jak cień w pogodny dzień lata.
I teraz myślał za nich, ale w umartwieniu i trosce męża, zdającego sobie dokładnie sprawę z zuchwalstwa, jakie przedsiębrał. Bo nie było dotąd nikogo w Europie, Azyi i Afryce, ktoby zmógł tego potwora, trawionego żądzą zagarnięcia całego świata. Przerazili go Hannibal i Brennus, zaniepokoili Mitrydates, Wercyngetoryks i Arminiusz, była to jednak zawsze tylko trwoga kilku tygodni, miesięcy, po których następowały długie lata tryumfu.
Gdyby się bitwy wygrywało ilością ramion, nie