Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby ją postawiono między śmiercią a hańbą, nie zawahałaby się ani na chwilę w wyborze. Czterech już przodków ułożyło się spokojnie w ciepłej kąpieli i przecięło sobie bez skargi żyły, schodząc z drogi wyrokom Nerona i Domicyana.
A właśnie o tę nadźwięczniejszą strunę jej duszy potrącały wypadki ostatkich tygodni ręką bezwzględną. Liczni wierzyciele rozrzutnej patrycyuszki, której się zdawało, że miliony nie mogą się wyczerpać, stawali się z każdym dniem najtrętniejszymi, zuchwalszymi. Zdarzyło się już kilka razy, że jakiś handlarz, niedostrzeżony nawet dawniej przez wdowę po prokonsulu, podnosił wobec niej głos... że groził.
W pierwszej chwili nie umiała sobie Tulia zdać sprawy z nowego położenia, nie przypuszczała bowiem nigdy, by mogła znaleźć się kiedykolwiek w potrzebie. Gdy jednak rządca podawał jej coraz częściej rachunki, a kupcy, jeszcze przed kilku miesiącami uprzejmi, odmawiali usług, wówczas zaczęła bankrutka rozumieć, że niewypłacalny dłużnik nie ma prawa do dumy.
Gdyby była mężczyzną, zaciągnęłaby się do służby publicznej i tworzyła sobie w prowincyach obfite źródło dochodów. Nie jeden zrujnowany panicz odzyskiwał jako namiestnik cesarski wśród barbarzyńców uronioną niezależność.
Ale Tullia mogła się przeciw upokorzeniom niedostatku bronić tylko środkami swojej płci. Uroda i przebiegłość niewieścia powinny jej wrócić, co nieopatrzność zabrała...
Wiedziała, że potrzebowała tylko skinąć na któ-