Przejdź do zawartości

Strona:PL Teka Stańczyka.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czenie, że po najgorszych przejściach jeszcze czasami przychodzi… restauracya.
Ale wróćmy do tego co jest: otóż naprzód całe piekło narodowo-finansowo-socyalno-demokrato-polityko-błazeńskie tu się zjechało, rusza się, łączy, dzieli, waśni, kojarzy, potępia wzajemnie, a przedewszystkiém tak się wszędzie rozłazi, że już krokiem stąpić nie możesz, aby na którego nie nadepnąć.
Pamiętasz na przykład czém było niedawno jeszcze kasyno Patrycyuszów na Via Sacra? Te wykwintne obiady, mniéj wykwintne jednak od atmosfery która cię tam ogarniała, od tego towarzystwa w którém znajomy lub nieznajomy miałeś szczęście się znajdować. Wiała tam ze wszystkich i ze wszystkiego taka woń wysokiego urodzenia, wysokiego zachowania, wysokich pozycyi, że un habitué tego przybytku choćby był dzikim Mohikanem musiał pokochać high-life tutejsze i uderzyć przed niém czołem. Wszystko, aż do uniżonego a jednak czującego swoją godność „zahlkellnera“, aż do sprzętów i naczyć, aż do roast beefu i pasztecików, wszystko było cavaliermässig. Teraz jakże inaczéj! wszystko zmienione, wszystko przewrócone do góry nogami. Na tych samych miejscach, na których tradycyjnie od lat trzydziestu siadały największe imiona i największe pozycye arystokratyczne, dyplomatyczne i wojskowe, rozsiada się dziś jak u siebie, rezonuje, rozkazuje, krzyczy Polonia wszelkiego kalibru i gatunku, bez najmniejszego względu i uszanowania dla miejsca w którém, ani, co jeszcze gorzéj, dla ludzi z którymi się znajduje. Skutek tego jest taki, jaki być musiał. Przed tym zalewem, przed tą prawdziwą inwazyą barbarzyńców, usunęli się prawi panowie z miejsca na którém dłużéj z godnością pozostać nie mogli, a z nimi pierzchnął, musiał pierzchnąć i tajemniczy genius loci, unosząc z sobą dystynkcyę, elegancyę, dobry ton, powagę, słowem to szlachetne piętno; jakiego nie miała w równym stopniu żadna na świecie instytucya. Smutno pomyśleć że to rąk polskich robota, i że do wszystkiego złego na świecie muszą się przyłożyć ludzie wspólnego z nami pochodzenia, a tém samém brani nieraz przez cudzoziemców za to samo co my! Wystaw sobie co mi się dzieje kiedy książę Burgbergstein słysząc ich krzyki i hałasy, zapyta mnie z sarkastycznym uśmiechem czy to moi „krajanie“, albo kiedy idąc po Kartoffelmerkcie z uroczą księżną Prinzenfels