Przejdź do zawartości

Strona:PL Tegner - Ulotne poezye.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dał mu Apollo z Olimpu stada
Pegaza; — jego skrzydłami — w góry
Wzniósł się jak orzeł — i śmiało wpada
Na koniu bogów — w bogów lazury —
Po chmurach tętniąc do gwiazd krainy!..

Nowy dla niego jeszcze — świat stary, —
I średnie wieki — nowe się zdają;
A chyżym pędem wśród chmur obszary
Belzebub z Faustem go kołysają —
I z nimi kołem
Wirując społem,
Legendy sieje
W nasze wierzeje!...

Nie ma tajemnic w dziedzinie ducha; —
Gdzie badacz znużon w pracy ustaje,
One tam szepcą jemu do ucha,
Że mu otwarte tajemnic kraje. —
On we śnie widzi — drabinę z nieba —
Zliczył anioły z skrzydły białemi
I płynie myślą — gdzie myśli trzeba —
Na gwiazd obszary — i w wnętrze ziemi;
Z krańca na kraniec całego świata
Na skrzydłach chwili — wieki ulata! —

Przed nim otwarte wszechświatów progi; —
Z tryumfem wchodzi gość pożądany
W stare zamczyska, — w domek ubogi
I w jasnych Elfów złociste ściany;
Z zamkowej wrzawy po zdrojach płynie
Do tajnych źródeł cichej ustroni; —
W ruinach często bawi w gościnie,
To się pod palmy koronę schroni.
Co się li w świecie wielkiego stało,
Co śmiałym czynem się dokonało, —
Co bohaterom w bojach zdarzyło, —
To się poecie w pieśni wyśniło!...
Idzie z Haraldem w Bråwala boje,
W Ronceval mieczem Rolanda włada,
Wiedzie „Dziewicę“ w chwały podwoje
I w Rouen na stos Joannę składa!
Mieczem i duchem staje do rady —
Wywołał Lutra z papieżem zwady.