Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co za słusznością obstają, uśmiechać!
Potem Tyng cały woła jednogłośnie:
»Oddaj mu siostrę, tę liliją smukłą,
»Tę najpiękniejszą dolin naszych córę,
»Bohaterowi najpierwszemu oddaj!« —
Gdy tak lud woła, patrzę: Piastun drogi,
Hilding sędziwy wychyla się z koła,
I w mądrej mowie, której zdania krótkie
I słowa, jakby sczęk mieczowy brzmiały,
Przemawia za mną; patrzę: Halfdan z miejsca
Wstaje swojego, ku bratu się zwraca
I błaga; ale daremne błagania!
Ginęły prośby, jak giną promienie
Dobrego słońca, kiedy głaz bezpłodny
Grzejąc, chcą z niego wydobyć roślinę.
Helg się bynajmniej na twarzy nie mieni —
Niechęć, odmowa z jego oczu świecą —
A zatem rzecze: »Możebym się jescze
»Nie wahał wydać królewnę za bonda,
»Lecz nie za ciebie, który świętokradzko,
»Kazisz świątynie boże! Córę Nieba
»Wart-że poślubić rozpustnik bezbożny?
»Mów przed narodem — nie tyż’eś znieważył
»Spokój Baldera? Nie tyż’eś, tej nocy,
»Gdy słońce zeszło z niebieskiego stropu,
»Nocną miał schadzkę z mą siostrą w kościele?
»Mów: tak, lub zaprzecz!« — Znów się Tyng porusza
I woła: »Mów: Nie! zaprzeczaj, Frytjofie!
»Wiara twym słowom — wszyscy tu jesteśmy,
»Ilu nas widzisz, dziewosłęby twoje!
»Mów Torstensonie! tu syn bohatera
»Rownie jest zacny, jak syn konungowy!
»Mów Nie — a piękna Ingeborga będzie
»Twoją na wieki!« — Na to odpowiadam:
»Chociaż od słowa jednego zależy
»Sczęście dni moich na ziemi, konungu.
»Przecież się nie bój. — Kłamstwem nie zdobędę