Strona:PL Tadeusz Gajcy - Grom Powszedni.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PRZEJŚCIE.

Za grotem mojej dłoni — tam przestrzeń wiecznie blada,
w której przejrzysty księżyc jest
jak fragment białej chmury albo anioła sandał
zgubiony na powietrzu. Nieść
cierpliwie trzeba obraz kończący się u wrót
nikłego horyzontu — lecz dłoń przegina ciężar
i ciało błyska trwożnie kiedy obłoczny strój
opada bez szelestu i dana jest wiedza
tym dłoniom, które niosą,
tym ciałom, które drżą:
nie przejdziesz cienia ręki powietrzem niby mostem
i w obraz się zamienisz tych ojczystych stron.

Więc włosy będą — płomień lub ognisty krzak.
A ręka, która światło zbierała jak owoc
odrośnie nagłym słupem i głąb fioletową
rozstrąci dzwoniąc w okna, za którymi ręce
człowiecze ręce w płomień zanurzone świecą.
I jak źródełko rtęci w tej piersi będzie serce
pulsować krwawym łukiem spadającym w wieczność.
Więc stopy będą kamień u pielgrzymiej drogi,
która początku nie ma, nieznany jej kres
lecz oczom jest jak piorun w schyleniu pokornym
zmęczonej ciężkiej głowy. A nad nią księżyc jest
jak fragment białej chmury albo anioła sandał
w przestrzeni zawieszonej do palców, których cień
rysuje krzyż radosny i nad głową splata
pięć gwiazd oznajmujących twą konieczną śmierć.