Strona:PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
T. Dołęga-Mostowicz 28
Kiwony
POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA.

Czasami przy stole musiał opowiadać o bolszewikach. To było dla wszystkich.
Zdawał sobie sprawę, że w tym domu widywano go chętnie jako ewentualnego kandydata do ręki jednej z córek, które zresztą — jak to słyszał od wielu bywających w tym domu osób, stanowiły „dobrą partję“, tak ze względu na posag, jak i na pozycję towarzyską.
Józef jednak nie myślał narazie o małżeństwie: przedewszystkiem skończył uniwersytet.
Studja szły gładko. Wśród kolegów Józef zyskał opinję poważnego i zrównoważonego. W znacznej mierze przyczyniło się do tego i to, że nie pił, w hulankach nie brał udziału, na zabawy taneczne nie chodził, co usprawiedliwiała czarna opaska na ramieniu.
Z wiosną uzyskał stopień magistra filozofji i został powołany do wojska.
Podchorążówka z jej żelazną dyscypliną, z ćwiczeniami, wymagającemi wielkiego trudu fizycznego była ciężką próbą. Te sześć miesięcy na długo zapamiętał Józef. Jednakże ani przez chwilę nie budził się w nim protest. Przecież wiedział, że jego obowiązkiem, jako obywatela kraju było poddać się temu rygorowi, zaś poczucie karności miał wrodzone.
Dzięki dokumentom z Pierwszego Korpusu otrzymał natychmiast po ukończeniu szkoły stopień podporucznika i został przydzielony do ministerstwa spraw wojskowych.
Zaczynała się właśnie ofenzywa bolszewicka i wszyscy młodsi oficerowie stawali do raportu prosząc o wysłanie ich na front.
Józef nie uważał tego za słuszne. Zwierzchność sama wyśle tych, których będzie chciała. Próbował nawet zreflektować kolegów. Gdy jednak to nie odniosło skutku musiał również stanąć do raportu. Gdyby tego nie zrobił, mogliby go uważać za tchórza.
Józef nie bał się frontu. Nawet marzył o tem, by odnieść jakąś nieznaczną ranę, jednakże, gdy generał kazał mu pozostać w ministerstwie, był zadowolony.
Bądź co bądź wygody Warszawy, jednostajny i systematyczny tryb życia były zaletami nie do pogardzenia. Na ulicy Freta bywał teraz niezmiernie rzadko, natomiast w domu państwa Neumanów stał się niemal codziennym gościem.
Zaczął asystować pannie Klimie.
Tak się jakoś złożyło, że dość często zastawał ją samą i zanim jej matka, lub którakolwiek z sióstr weszła do salonu, rozmawiał z nią o wojnie, o myzyce, o prądach feministycznych. Od czasu do czasu chodzili we dwójkę na spacer do Łazienek.
Panna Klima była trochę przeczulona, ale polubił ją szczerze i zaczął zaczął zastanawiać się nad oświadczynami, gdy właśnie zjawił się rotmistrz Gruszkowski, ziemianin z Małopolski. Józef spotykał go coraz częściej na herbatkach pani mecenasowej, aż pewnego dnia klamka zapadła.
Dowiedział się o tem od Nuny.
Zatelefonowała doń do ministerstwa:
— Mam coś bardzo ważnego panu do powiedzenia. Czy nie mógłby pan teraz na chwilę wyjść z biura?
Spotkali isę w alejach i Nuna z tajemniczą miną i z nieukrywanem współczuciem zawiadomiła Józefa, że Klimie oświadczył się rotmistrz i że został przyjęty, a zaręczyny odbędą się już w niedzielę, bo rotmistrz wraca na front.
Józef był niemile zaskoczony. Namyślał się nawet, czy nie należy zaprzestać bywania u państwa mecenasowstwa, ponieważ jednak pragnął uniknąć złośliwych komentarzy, jakich znajomi napewno nie żałowaliby mu, zrezygnował z tej manifestacji i po dawnemu bywał na Mokotowskiej.
Teraz jednak panny Klimy najczęściej nie zastawał, natomiast panna Nuna była zawsze w domu.
Po kilku tygodniach byli już w najlepszej komitywie. Józef zaczął uprawiać system księdza Kneipa, czytać impresjonistów i chodzić na wystawy obrazów.
Wszystko to doskonale robiło mu na zdrowie i humor. W wolnych chwilach pisywał nawet wiersze naśladujące z powodzeniem Jora Siewieriana.
Wiersze te szalenie podobały się pannie Nunie, lecz jeszcze bardziej zachwyciły ją wiersze młodego sportowca pana Huszczy. Widocznie i inne walory tego nieprzyjemnego pana znalazł silniejszy oddźwięk w serduszku panny Nuny, gdyż przestała się interesować postępami Józefa w uprawianiu systemu księdza Kneipa, natomiast zajmowała się żywo każdym centymetrem wzwyż skoków Huszczy o tyczce.
Zaręczyny panny Nuny Józef odchorował ciężką migreną i melancholją człowieka, który aż nadto wyraźne zdobył dowody niestałości niewieściej.
Panna Rosiczka była tego samego zdania, a nawet zapewniała Józefa, że Nuna chyba oczu nie miała, żeby wybrać takiego cymbała, jak ten Huszcza.
Teraz dopiero Józef zauważył, że panna Rosiczka pomimo swojej młodości ma dużo zdrowego i trzeźwego sądu o życiu i ludziach.

(D. c. n.).