Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwłocznie polowanie i pobiegłem do domu, ażeby sprawdzić określenie. Było ono dokładne; w uroczystym przeto nastroju przystąpiłem z prawdziwem namaszczeniem do preparowania okazu. Jednak tym razem nie szło mi to gładko, zanadto byłem przejęty i zbyt obawiałem się, aby nie zepsuć niezręcznym ruchem drogocennej zdobyczy. Nadszedł właśnie Wierzbicki; niezwłocznie podzieliłem się moją radością, która i jego wprawiła w dobry humor.
— Cieszę się niezmiernie – powiedział ze zwykłą swą powagą — że udało się tu panu zdobyć rzecz tak rzadką i cenną.
Niezawsze jednak szło mi tak pomyślnie. Bywały dnie, że do późnej godziny nie mogłem zdobyć nic godnego uwagi i wracałem z pustemi rękoma. W takich razach próbowałem szczęścia jeszcze wieczorem.
Niedaleko domku wznosiły się, jako resztki istniejącego tu niegdyś lasu, wyniosłe gojawy (Psidium piriferum), drzewka z rodziny myrtowatych (Myrtaceae), o jasnej łuszczącej się korze. Jadalne ich owoce, podobne do małych żółto-pomarańczowych jabłuszek, posiadają aromatyczny, słodki miękisz. Owoce te wabiły rozmaite ptaki, szczególniej niebieskie tangary (Thraupis sayaca) i drozdy.
Pewnego wieczora z wierzchołka gojawy rozległ się śpiew. Nieznany mi ptak rozpoczął